wtorek, 28 maja 2013

rozdział 12

- A więc możliwe, że jak się obudzi nie będzie mnie pamiętał? - wyszeptałam w stronę młodego mężczyzny w białym fartuchu. Wyglądał jakby dopiero skończył studia. Jednak, gdy się wypowiadał widać było, że wykazuję się niemałym doświadczeniem
- Nie jest to pewne.. ale naprawdę bardzo prawdopodobne. Zapewaniam jednak, że utrata świadomości nie koniecznie będzie długotwała, może to trwać jedynie kilka dni. - pokiwał chwile głową analizując wyniki badań blondyna. - ewnetualnie tygodni. - dodał po chwili z pokrzepiającym uśmiechem. Jakby to miało w czymś pomóc. Wstałam z krzesełka i nie siląc się nawet na uśmiech odparłam. - Pozwoli pan, że do niego pójdę. - nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju. Zasiadłam w białym pomieszczaniu w dłoni ściskając skrawek białego prześcieradła. Łzy spływały z moich policzków mocząc stopniowo materiał. A co jeżeli chłopak mnie nie pamięta? Nie znam go długo, lecz chyba nie liczy się ilość czasu, ale doświadczeń razem przeżytych, nieprawdaż? Chociażby ten wypadek utwierdził mnie w przekonaniu, że blondyn jest bardzo ważną częścią mojego życia, już nie odwracalnie. Każdy jego uśmiech jest powodem mojej chęci do egzystencji. Uniosłam głowę i skierowałam moje tęczówki na Niall'a. Blada skóra, która widocznie potrzebowała słońca komponowała niemal idealnie z pokojem. Wachlarz jego gęstych rzęs rzucał delikatny cień na jego policzki. Malinowe usta pozostawały lekko uchylane. Jedynie wydobywające się z nich oddechy uświadamiały, że chłopak jest tu dalej z nami. Jego klatka piersiowa unosiła się równomiernie, a pojedyncze kosmyki włosów opadały bezwładnie na czoło. Dłonią zaczesałam pojedyncze z nich do góry i unosząc delikatnie jeden z kącików ust do góry odetchnęłam głęboko - jest teraz sensem mojego życia, muszę z nim tu być, walczyć dla niego. - przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej, nasłuchiwałam przez chwilę bicia jego serca. Łzy mimo tego ile wkładałam siły w to, żeby być silną wydobywały się mozolnie spod moich lekko przymkniętych powiek. 
- Ile bym dała, żeby to serce właśnie biło dla mnie. - wyszeptałam sama do siebie. Podniosłam się ku górze i całując delikatnie policzek chłopaka zaczęłam kierować swe kroki ku wyjściu. Wrzuciłam kilka srebrnych monet do automatu i uderzając palcami o czarną pokrywę niecierpliwe poganiałam strumień czarnej cieczy powolnie napływającej do kubka. Po cichym pikaniu maszyny ucieszona chwyciłam kubek swoje dłonie i upiłam szybko łyka. - kawa, zdecydowanie jest właśnie tym, czego mi było trzeba. - ponownie weszłam do białego pomieszczenia i zajęłam miejce na można powiedzieć moim "stałym" miejcu. 

***

- Ona tam zamierza spędzić cały dzień? - burknąłem w stronę Zayn'a. - Może ja też chcę odwiedzić mojego kumpla, co? Nie pomyślała o tym. - podirytowanie rosło z każdą  sekundą. Wbijałem paznokcie w tapicerke białej kanapy pozotawiając na niej lekkie ślady.
- Możesz mi powiedzieć, czemu ty jej tak właściwie nienawidzisz, Lou? - brunet raczył obdarzyć mnie spojrzeniem, odrywając wzrok od ekranu telewizora wpatrywał się we mnie ze spokojem. Ja byłem strasznie emocjonalny, on jednak zawsze próbował utrzymać pion, panować nad sytuacją.
- To przez nią. Wszytko jest kurde przez nią. - wstałem i zacisnąłem pięści. Zacząłem cięzko oddychać. Brunet stanął na przeciwko mnie. Nasze klatki stykały się, a my mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Za co ty ją obwiniasz? - wysyczał. Ups, stracił kontrolę. Nie trudno było w dniu dzisiejszym do tego doprowadzić. Szczerze powiedziawszy łatwiej niż się spodziewałem.
- To przez nią Niall leży w tym cholernym szpitalu. To przez nią i przez Skay nasz zespół się rozpada! Nie widzisz tego? - odpowiedziałem równie ostrym tonem.
- Nie widzę. Nikt tego nie widzi Louis! Tylko i wyłącznie Ty! A wiesz czemu? Bo jesteś zazdrosny, zazdrosny w szczególności o Hazze, kiedyś poświęcał ci tyle czasu, a teraz ma dziewczyne. Boli? Może, ale zrozum, on dorósł. Ty też musisz. Eleanor już dawno się żaliła, że nigdzie z nią nie wychodzisz. A ten wypadek? Nie jest niczyją winą. Jest zżądzeniem losu. Zrozum to w końcu. Nikt nie kazał Niall'owi wsiadać do tego cholernego auta.
- Pieprzyć Eleanor. - skrzyżowałem ręce i dopiero po kilku sekundach zorientowałem się co właśnie powiedziałem. Nie kochałem jej. Nigdy tak naprawdę jej nie kochałem. Związek stał się rutyną. Czymś co było fikcją. Co istniało, ale wcale nie było oparte na uczuciu.
- Musisz z nią porozmawiać. - widać, że Zayn nie był zdziwiony moim zachowaniem. Znał mnie bardzo dobrze. Pewnie wiedział, że nie zależy mi na dziewczynie.
- Muszę. - zrezygnowany potarłem tył głowy i opadłem ciężko na kanapę. - Nie jestem zazdrosny o Harry'ego.. o żadnego z was. Ja po prostu potrzebowałem się wygadać. Za długo trzymam to wszystko w sobie. - słona ciecz zaczęła wypełniać moje oczy. - nie mogłem dopuścić do siebie wiadomości, że Niall jest w szpitalu. Było to dla mnie niewyobrażalne. Pytałem się losu 'dlaczego?'. Dlaczego on? Dlaczego on a nie ja? Później zacząłem szukać winnych. Winnych tego nieszczęścia. Padło na Ivy. Cały ból, smutek i nienawiść komulowałem na tej drobnej dziewczynie. Powinienem ją przeprosić. Jestem dupkiem.
- Nie jesteś. - chłopak położył dłoń na moim ramieniu w pocieszającym geście.  - Kazdy był teraz bez sił. Zamykał się w sobie. Ostatnio byłeś najbliżej Niall'a. Ty i Ivy. I właśnie was dotknęło to najbardziej. Czas się pogodzić z tym co jest. Przyjąć to na klatę, Lou. Musimy być silni. 
- Masz rację. - przybiłem dłonie z Zaynem w geście zrozumienia. 
- Chcesz pojechać do szpitala?
- O ile jest tam Ivy, to tak, chcę.
- Na pewno jest. Czuwa przy Niallu.
- To jedźmy. - założyłem pospiesznie moje tomsy na stopy i nie zważając na to jak wyglądam pospiesznie opuściłem dom. Nawet Zayn nie dbał teraz o to jak wygląda. Zawołałem Harry'ego i całą resztę. Po kilkunastu sekundach siedzieliśmy wszyscy w aucie i zmierzaliśmy w stronę szpitala. Od razu po przekroczeniu progu zaciągnąłem zdezorientowanę Ivy na korytarz.
- Przepraszam. - nie czekając na odpowiedź zamknąłem nasze ciała w ciasnym uścisku. 

***
- Harry, przestań. - cichy chichot wydobył się z moich ust. Mogę zapewnić, że zaśmiałam się pierwszy raz od dłuższego czasu. Ponownie zachichotałam czując jak brunet jeździ koniuszkiem nosa po moim obojczyku łaskocząc mnie tym. Jego ręce spoczywały na mojej talii, a klatka piersiowa przylegała całą sobą do moich pleców. Siedziałam mu na kolanach. Nie dzieliły nas nawet najmniejsze milimetry. Byliśmy tak blisko siebie. Tak blisko i wręcz idealnie. Lubiłam czuć go całą sobą. Wiedzieć, że każdy centymetr mojego ciała i duszy jest przy nim. Jego zapach wypełniał moje nozdrza. Uderzał w moje zmysły. Połączenie czekoladowego ax'a, jego płynu po goleniu i wanilii tworzyły perfekcyjną całość. Najpiękniejszy zapach świata. Kolejna fala śmiechu pod wpływem dotyku chłopaka. - Harry, jesteśmy w szpitalu.
- Tak kocham twój smak. - przejechał językiem po mojej szyji powodując dreszcze. Za każdym razem jego dotyk budził we mnie wiązankę przeróżnych emocji. Oddech utknął w mojej klatce piersiowej czując kolejne pocałunki chłopaka wzdłuż mojego karku. 
- Harry, szpital! - wychrypiałam.
- Już. - odparł niechętnie i oparł głowę na moim ramieniu.
- Kocham cię. - ucałowałam go w głowę i wróciłam wzrokiem na łożko naszego przyjaciela.
________________________________________________________________________

cześć kochani! 
ten rozdział nie był pisany przez Martę, lecz przeze mnie.
jestem Adka i na prawdę miło będzie mi dla was pisać.
sama posiadam już trzy blogi, a oto one :
http://imissourlittletalks.blogspot.com/ o Harrym i niewidomej dziewczynie Amy
http://causeyouweremineforthesummmer.blogspot.com/ o wakacyjnej miłości Shay i Harry'ego
oraz
http://lostbetweenmyfeelings.blogspot.com/ o agresywnym i zagubionym w swoich uczuciach Harrym
teraz będę pisała już dla was zawsze. mam nadzieje, że sie spodobało. liczę na komentarze, tylko one zapewnią mnie czy dobrze zrobiłam przejmując tego bloga, a i jak ktoś chce być informowany, to pisać śmiało. a, i wchodźcie na moje blogi. <3

niedziela, 5 maja 2013

Chapter 11.


*oczami Ivy*
Ktoś nerwowo stukał mnie w ramię.
- Ivyyy! Wstawaj śpiochu
- Jej, przepraszam, usnęłam.
- wszystko okej? Dziwnie wyglądasz....

-Hehs – wymusiłam uśmiech- no dzięki. Miałam zły sen, to wszystko.
-Okej, chodź na obiad.
Razem z Zaynem weszłam przez drzwi od tarasu do jasnego salonu. W progu zostawiłam swoje ulubione różowe sandałki z kokardką, bosymi stopami przeszłam po ciepłym dywanie i usiadłam przy stole.
- Po obiedzie będziemy jechać do Nialla, jedziesz z nami?
- Nie wiem...
- Na twoim miejscu też bym nie jechał, on Cię nie potrzebuje i tyle. Po co zadawać sobie tyle trudu, nie? - wypalił nagle Lou.
- Wiem ze w twoim mniemaniu to moja wina i ja powinnam leżeć teraz z tym jebanym szpitalu ale nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.
- Nic takiego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś, dziękuje - wstałam od stołu i zabrałam talerz po czym udałam się do kuchni.
W przedpokoju założyłam buty, wzięłam torebkę i wyszłam głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
Po kilkunastu minutach znalazłam się pod dużym budynkiem niemal z każdej strony otoczonym przez fotoreporterów, dziennikarzy i fanki. Ze względu na zgromadzony tłum z trudem przepchnęłam się do wejścia. Nie nienawidziłam tego miejsca.
Korytarzem prosto
, schodami na 4 piętro, pierwszy korytarz w lewo, ostatnie szklane drzwi po prawej stronie i sala 216. Po całym ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Szybkim ruchem nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia. Białe ściany, biała podłoga, biały sufit, biała pościel, biała lampa i biała szafka nocna. Monotonność tego pokoju mnie przytłaczała Przysunęłam drewniane krzesło, tak aby siedzieć bliżej blondyna. Chłopak był w śpiączce, nawet nie wiedział ze do niego przyszłam. Zaczęłam bawić się palcami jego jasnej dłoni, z uwaga obserwując jego twarz i resztę ciała. Był cały poobijany, prawa nogę miał w gipsie a na szyi sztywny kołnierz. Spod białej kołdry wychodziło mnóstwo kolorowych kabelków które prowadziły do przeróżnych urządzeń monitorujących prace serca.
- Hmm.. Przepraszam kim pani jest?
- J-jaa hmm.. - zaczęłam wycierać  łzy
- Aa pani jest rodziną?Zapraszam do mnie do gabinetu.
- Eeee t- tak, już idę - spojrzałam w kierunku chłopaka leżącego nieruchomo na szpitalnym łóżku.
Musiałam skłamać, chciałam wiedzieć cokolwiek o stanie jego zdrowia. Może Louis miał racje ? A co jak to moja wina? Gdybym nie poczuła się źle na tej imprezie Niall nie leż tutaj już 4 dobę. Pojedyncza  łza spłynęła po moim policzku, kiedy przypominały mi się wydarzenia z tamtej nocy. Weszłam do gabinetu i usiadłam naprzeciwko lekarza. Na srebrnej plakietce przyczepionej do jego kostiumu widniał napis „Doktor H. Nelson". Dobrze, przynajmniej wiem z kim rozmawiam. W tym momencie liczyło się dla mnie to kiedy wybudzą go z tej nieszczęsnej śpiączki. Niech ten koszmar się wreszcie skończy, ja już nie daję rady.

*oczami Louisa”
Czemu od razu naskoczyłem na Ivy? Wkurza mnie. Razem ze Skylar wkroczyły w nasze życie praktycznie z dnia na dzień. Mam do nich ogromny żal za to ze zwiększają dystans pomiędzy nami, jesteśmy zespołem. Media od ponad 3 tygodni żyją tylko nowymi sensacjami odnośnie Harrego i jego dziewczyny. Horana nic nie łączy z brunetka, natomiast ona siedzi u nas w domu już 3 tydzień i liczy nie wiadomo na co. Moim zdaniem wypadek był tylko i wyłącznie jej winą, przecież mogłaby wziąć taksówkę i nie robić zbędnych problemów.
Po obiedzie liczyłem na jakieś uwagi od reszty przyjaciół, pretensje, uwagi, nagany? Trochę jak w szkole, whatever. Tymczasem nikt się nie odzywał, czułem się jakbyśmy żyli w innym świecie. Od kiedy Horan jest w szpitali w domu zrobiło się cicho i ponuro. Wszyscy żyjemy obok siebie a jednak jesteśmy tak daleko. Wychodziłem ze swojego pokoju kiedy usłyszałem płacz dochodzący z łazienki na piętrze. Przez otwarte uchylone drzwi zobaczyłem ze na podłodze obok umywalki siedzi zapłakana Sky. W lewej ręce trzymała szklankę z woda a prawa co chwilę odgarniała kosmyki włosów opadające na jej twarz. Przez chwile zastanawiałem się co zrobić, niemal bezgłośnie otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Stanąłem naprzeciwko dziewczyny i podałem jej  swoją rozgrzana dłoń żeby mogła się podnieść. Przez chwile z uwagą patrzyła sie na moja rękę  żeby zaraz przenieść swój wzrok na moja twarz. Widziałem w jej oczach smutek i zakłopotanie. Chyba nie sądziła ze uzyska ode mnie jakakolwiek pomoc. Ale kto mówił o pomaganiu? Kiedy Skylar stanęła na nogach mocno ją przytuliłem żeby ponieść ja na duchu. Trwaliśmy w takim uścisku kilka sekund, po czym dziewczyna rozluźniła swoje dłonie i próbowała mnie od siebie odsunąć. Moje ręce zjechały niżej zatrzymując się w pasie blondynki.
- Lou, puść mnie.
Jej słowa spowodowały to ze zmniejszyłem dystans miedzy naszymi ciałami.
- Louis puść mnie kurwa mać, bo zawołam Harrego.
- A co sama nie potrafisz się bronić?
- Nie sądziłam ze trzeba się przed Tobą bronić, Tomlinson. Ale dzięki za radę, na pewno zapamiętam. Mam nadzieje że nie będę zmuszona jej stosować, o ile się nie mylę taka sprawa dobrze nie wpłynie na twój wizerunek, prawda ?

________________________________________________________________________
Przepraszam ze taki krótki i że tyle musiałyście czekać :)
Dziękuję Alex za wspaniały szablon, kocham Cię <3